Buddyjska medytacja nad życiem i śmiercią

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Szczerze mówiąc , nie widzę żadnego powodu, poza perwersyjną satysfakcją Tima Burtona w momencie wydawania kontrowersyjnego, zaskakującego werdyktu, by wyróżnić egzotyczną i dziwną produkcję Apichatponga Weerasethakula jedną z najważniejszych nagród świata filmowego. Bo przecież do takich właśnie zalicza się Złota Palma MFF w Cannes.


To bardzo pozytywne zjawisko, że ważne nagrody mogą zdobywać filmy, które choć prymitywne w formie, bo nie dysponujące milionowymi budżetami na realizację, przemycają wartościową, niszową tematykę do kina mainstreamowego. „Wujek Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia” jest tego typu filmem. Obraz spokojnego życia na tajskiej prowincji, naznaczonego koegzystencją z duchami, przypominającymi goryle z czerwonymi oczami, nie serwuje bowiem w warstwie wizualnej specjalnych atrakcji. Minimalizm i w większości przeciętność obrazów u Weerasethakula wzbudza nawet swego rodzaju politowanie, śmiejemy się, gdy na ekranie przebiegają nam zbyt człekokształtne, owłosione małpy – wcielenia zmarłych bliskich bohaterów filmu. Forma jest ułomna i na pewno nie służy dobrej percepcji „Wujka Boonmee”, ale to fabuła jest tu najważniejsza.



Poszczególne sceny w filmie Weerasethakula łączą się ze sobą w bardzo luźny sposób. Ich spoiwem są osoby spokrewnione z Boonmee, które przyjechały na jego farmę, by sprawdzić, jak czuje się, cierpiący na niedoczynność nerek krewny. Podczas tej wizyty do świata ludzi przeniknie świat duchów, co, o dziwo, dla bohaterów nie będzie niczym niezwykłym i zadziwiającym. Z radością przyjmują oni obecność zmarłych bliskich, nawet jeśli przynoszą oni złą nowinę. Przy korzystaniu z takich okoliczności „Wujek Boonmee” oswaja buddyjską tradycję, pokazuje śmierć jako etap transformacji, a nie ostatecznego pożegnania z życiem doczesnym, zgodnie z buddyjską filozofią i ideą reinkarnacji. Mam jednak wrażenie, że bez średniozaawansowanej orientacji w meandrach buddyjskich wierzeń nie da się tego filmu w pełni zrozumieć. Jestem w stanie zgodzić się ze stwierdzeniem, że Weerasethakul niczym Guillermo del Toro doskonale konstruuje swoją fabułę, opierając ją niemal w całości na kulturowej ikonografii, tworząc w ten sposób pewnego rodzaju filmową medytację. Różnica jednak tkwi w tym, że tajski reżyser niespecjalnie mnie zachęcił do głębszej refleksji nad życiem i śmiercią w kontekście buddyjskiej tradycji. Intuicyjnie czuję, że „Wujek Boonmee” to w gruncie rzeczy film mądry i piękny, ale jednak nie potrafię odkryć w nim tej magii, której dopatrzyli się krytycy, zachwycający się najnowszym dziełem Weerasethakula.

Zwiastun:

Nie oceniłaś przez grzeczność?

oceniłam już:)

Przez sam tytuł muszę ten film obejrzeć.

ładny tekst.

Recenzje na Filmasterze są obiecujące. Czekam z niecierpliwością.

@lapsus, @spence zabierzcie poduszki. Tak na wszelki wypadek.

dużo dałaś. Czekam na pierwsze wkurzone głosy.

Hm... Nie widziałem filmu, ale jeszcze zanim przeczytałem Twoją recenzję miałem wątopliwości. Należę to umiarkowanych zwolenników reżysera - jego poprzedni film był fantastyczny (Światło stulecia), wcześniej Choroba tropikalna kompletnie mnie zaskoczyła w Cieszynie na ENH, jakością obrazu, cudownymi zdjeciami i subtelnościa w części pierwszej. Druga część tamtego filmu to czysta abstrakcja. I mam wrażenie, że w swoim najnowszym filmie reżyser wraca do abstrakcyjnej natury swojej twórczości, podczas gdy Światło stulecia dawało się ogarnać rozumem. Zastrzegam, że nei widziałem jeszcze film, ale jak czytam o zgrabnej formie to się niepokoję. Forma u tego rezysera była chyba kluczowym wyznacznikiem talentu.

Ja bym nie powiedziała, że forma jest zgrabna, tylko prymitywna. Zresztą jak dobrze pamiętam Felis w GW pisał, że dużo ludzi w Cannes jednak się śmiało, jak pojawiały się te kuriozalne duchy.
Też widziałam te oba filmy na ENH. Pierwszego w ogóle nie pamiętam, bo chyba na nim spałam, a Światła Stulecia podobały mi się względnie, bardziej ujęły mnie płynnością narracji niż samą fabułą.Chyba Światła były lepsze niż Wujek, ale też mnie nie ruszyły jakoś mocno.

Dodaj komentarz