CANNES 2016 (ODCINEK 7): DOLAN, ROSS, KORE-EDA, LAFOSSE >>>

Data:



JUSTE LA FIN DU MONDE
reż. Xavier Dolan
Konkurs Główny

Minęło 12 lat odkąd Louis opuścił dom rodzinny. Pozostawił za sobą wszystko - matkę, rodzeństwo, miejsca i wspomnienia. Nie interesował się ich losem, nie kontaktował się, by spytać, co u nich słychać. Przypominał o swoim istnieniu, wysyłając parę razy w roku lakoniczne pocztówki. Jaki był powód wyjazdu, właściwie nie wiadomo. Teraz jednak mężczyzna wraca, niosąc rodzinie smutną wiadomość. Louis umiera. Czuje się zobligowany, by im o tym powiedzieć, ale sam przyznaje, że nie może zrobić tego od razu. Najpierw musi nieco nadrobić stracony czas. Dom niecierpliwie czeka na jego wizytę - z ekscytacją i przerażeniem. Matka nerwowo się stroi, młodsza siostra umiera z podniecenia, starszy brat się pozornie spokojny, gotuje się w środku. Jest też jego wyciszona żona, która szwagra nigdy nie miała okazji poznać. Louis pojawia się u drzwi, ale po ciepłym rytuale powitalnym, kurtuazja się skończy. Rozpoczyna się spektakl rozdrapywania ran, wyrzucania pretensji, wzajemnych ataków i oskarżeń, wylewania gorzkich żali. Dopiero wtedy Louis dostrzeże, jak niegdyś wielką krzywdę wyrządził bliskim i że teraz może już nie być szansy, by to naprawić.
"Juste la Fin du Monde" to zdecydowanie najbardziej klasyczne ze wszystkich dzieł złotego dziecka światowego kina, Xaviera Dolana. Jego siłą napędową są soczyste dialogi, jakie ekspresyjnie wyrzucają z siebie bohaterowie tej historii. Ta teatralna konwencja bardzo szybko zaczyna jednak męczyć. W filmie widać oczywiście typowo dolanowskie, fantastyczne sztuczki - żywy montaż, bliskie ujęcia dające wrażenie intymnej bliskości z postaciami, kolorystyka chiaroscuro, a nawet retrospektywne fragmenty w formie charakterystycznych teledysków (tylko u tego gościa w zalednie kilkuminutowych odstępach mogą pojawić Grimes i „Dragostea din teï”), ale nudnej, teatralnej maniery nie udało się uniknąć nawet Kanadyjczykowi. Bo "Juste la Fin du Monde" w gruncie rzeczy od takiego "Sierpnia w Hrabstwie Osage" różni się jedynie kilkoma małymi, ekstrawaganckimi detalami, pozostając filmowym teatrem - dość statycznym, przegadanym, nużącym.

CAPTAIN FANTASTIC
reż. Matt Ross
Un Certain Regard

Wyborny Viggo Mortensen jako ojciec szóstki dzieci, który w leśnej gęstwinie wciela w życie platońsko-hippisowskie ideały i uczy wartości wyznawanych przez Noama Chomsky'ego. Wychowywana z dala od cywilizacyjnych dobrodziejstw gromadka nie tylko imponuje kondycją fizyczną, ale też umysłową. Nawet najmłodsza latorośl potrafi opowiadać o filozofii i prawie, historii i naukach ścisłych. Dzieciaki nauczone zostały też, jak samodzielnie myśleć, analizować teksty i wyciągać z nich wnioski. Znają kilka języków obcych i wiedzą, jak przetrwać w lesie. Brakuje im tylko matki, którą zdesperowany ojciec odesłał do rodziny, by ta zorganizowała jej profesjonalną opiekę psychiatryczną. Kobieta jednak nigdy nie wydobrzała, aż w końcu zabiła się. Ojciec i dzieci postanawiają wyruszyć więc w podróż, by wyegzekwować od krewnych, zawsze krytycznych wobec sposobu ich pomysłu na życie, respektowanie ostatniej woli zmarłej. "Captain Fantastic" to brawurowy, zabawny i mądry (w duchu "Little Miss Sunshine") film o pułapkach rodzicielstwa, o tym, czy faktycznie rodzice wiedzą, co jest najlepsze dla ich dzieci. To też fascynujące i zarazem przerażające świadectwo tego, jak w toku procesu socjalizacji nabywamy wiele totalnie niepotrzebnych umiejętności, jak zatracamy zdolność analitycznego myślenia, jak stajemy się leniwi, mając do dyspozycji różne technologiczne udogodnienia. "Captain Fantastic" to cudowna rozrywka, ale też film przestrzegającym przed tym, by nie zatracać w sobie tego wszystkiego, co czyni nas ludźmi.

AFTER THE STORM
reż. Hirokazu Kore-eda
Un Certain Regard

Japońskiego reżysera zdeprecjonowano podobnie jak rok temu laureata Złotej Palmy, Apichatponga Weerasethakula, którego film zamiast w Konkursie Głównym znalazł się w sekcji Un Certain Regard, a okazał się najlepszym tytułem w filmografii twórcy z Tajlandii i krzywdząco niezauważonym nie tylko na festiwalu w Cannes. "After The Storm" nie jest najlepszym filmem Kore-edy, nie ma uroku i urodu "Naszej Młodszej Siostry" z zeszłego roku, ale to rzecz typowa dla tego twórcy, esencja jego stylu i spokojnego, humanistycznego storytellingu. Kore-eda znów podejmuje tu temat swoich ulubionych relacji między dziećmi a rodzicami, a konkretnie ojca, który nigdy nie dojrzał do odpowiedzialności, a w wychowaniu swojego syna popełnia dokładnie te same błędy, jakie niegdyś na własnej skórze odczuł on sam ze strony swojego rodzica. Ryota jest lekkoduchem, który rozmienił na drobne obiecującą karierę pisarską i teraz dorabia w biurze detektywistycznym. Ciągle kłóci się z byłą żoną o opiekę nad dzieckiem, zalegając im stale z alimentami i nie dotrzymując złożonych obietnic. Umiera jednak ojciec Ryoty, co zmusza mężczyznę do zastanowienia się nad swoim życiem i relacjami z własną rodziną, w tym z synem. Jak zawsze u Kore-edy film toczy się niespiesznym rytmem, jest do bólu zwyczajny i poczciwie prawdziwy. Mówi dużo banałów o ojcostwie i emocjonalnym spadku, jakie dzieci często otrzymują od swoich rodziców. Dla fanów japońskiego reżysera to pewnie pozycja obowiązkowa, dla innych już raczej niekoniecznie, bo Kore-eda ma ciekawsze filmy na swoim koncie.

L'ECONOMIE DU COUPLE
reż. Joachim Lafosse
La Quinzaine des Réalisateurs

Joachim Lafosse trochę w stylu braci Dardenne, ale nie tak minimalistycznymi i oszczędnymi środkami, o rozpadzie małżeństwa i ekonomicznych skutkach tego faktu. Marie i Boris kiedyś tworzyli kochającą się parę. Niestety pod wpływem wielu czynników uczucie wygasło, ale ze względu na sytuację finansową ta dwójka nie do końca może się rozstać. Żadne z nich nie jest w stanie spłacić drugiego, jeśli chodzi o zamieszkiwany wspólnie dom. Marie wydzieliła więc byłemu mężowi pokój, ustalając takie zasady wspólnego pożycia, by - w jej mniemaniu - jak najmniej skonsternowane sytuacją były ich dwie córeczki. Tworzy to jednak wiele niedogodności, jest mocno stresujące, powoduje kłótnie i nieporozumienia, nikomu z nich właściwie nie służy. Dla Lafosse'a szersza, społeczna perspektywa ma znaczenie raczej drugoplanowe, skupia się on bowiem na tych konkretnych ludziach i ich specyficznej sytuacji. Nie obwinia wprost za trudne położenie Marie i Borisa "niewidzialnej ręki rynku", nie tworzy ostentacyjnego, socjalistycznego manifestu. Ten film to takie "Sceny z życia małżeńskiego" w wersji Kena Loacha - bardzo rzetelne, nie podkoloryzowane tanim dramatyzmem, świetnie wyreżyserowane i jeszcze naturalniej zagrane.

***
FESTIWALOWA LISTA PRZEBOJÓW

1. Maren Ade: Toni Erdmann
2. Jim Jarmusch: Paterson
3. Andrea Arnold: American Honey
4. Matt Ross: Captain Fantastic
5. Christi Puiu: Sieranevada
6. David MacKenzie: Hell or High Water
7. Park Chan-Wook: Mademoiselle
8. Pedro Almodovar: Julieta
9. Ken Loach: I, Daniel Blake
10. Mehmet Can Mertoglu: Album
11. Pablo Larrain: Neruda
12. Woody Allen: Cafe Society
13. Joachim Lafosse: L’Economie du Couple
14. Marco Bellocchio: Fai Bei Sogni
15. Jeff Nichols: Loving
16. Bruno Dumont: Ma Loute
17. Xavier Dolan: Juste en Fin du Monde
18. Hirokazu Kore-eda: After The Storm
19. Michael O'Shea: The Transfiguration
20. Stephanie di Giusto: La Danceuse
21. Alan Guiraudie: Rester Vertical
22. Brillante Mendoza: Ma’ Rosa
23. Nicole Garcia: Mal de Pierres
24. Yeon Sang-ho: Train to Busan
25. Justin Triet: Victoria
26. Olivier Assayas: Personal Shopper