Czarno-biały świat
Nagrodzony za reżyserię na Berlinale „Aferim!” tylko pozornie różni się od tematyki tzw. nowej fali rumuńskiego kina. To bowiem znów film, który pokazuje społeczeństwo. Choć tym razem robi to z historycznej perspektywy.
Wołoszczyzna w pierwszej połowie XIX wieku. Policmajster wraz z synem przemierzają kraj, by odnaleźć Cygana, który zbiegł od swojego pana – możnego bojara. Dla starszego mężczyzny to rutynowe zadanie, dla chłopaka osobliwa lekcja życia od ojca oraz możliwość spojrzenia na rzeczywistość, w której oboje żyją. Na pierwszy rzut oka to skromne, szelmowskie kino drogi, ze swoimi filozofującymi dialogami przywodzące na myśl „Kubusia Fatalistę i jego pana ” Diderota. W takiej czarno-białej, nieco epizodycznej strukturze Radu Jude skrył jednak całkiem brawurowy pastisz westernu, będący jednocześnie krytyką ówczesnego, feudalnego świata, którego zmierzch zbliża się nieodwracalnie ku końcowi.
Komediowy ton „Aferim!” i ta lekka, łotrzykowsko-przygodowa konwencja tylko mocniej uwypuklają całe zacofanie, nietolerancję, rasizm, szowinizm, przaśność rzeczywistości tamtych czasów. Ze współczesnej perspektywy patrzymy na to z uśmiechem politowania, ale Radu Jude zdaje się mieć w pamięci wszelkie konsekwencje, które w przyszłości wyniknęły m.in. ze spadku po epoce feudalnych nierówności i skrajnie rozwarstwionego społeczeństwa. I to właśnie sprawia, że „Aferim!” jest trochę czymś więcej niż tylko sowizdrzalską satyrą na świat z odległej przeszłości .