Na horyzoncie widziałam... (3/2016)

Data:


WIECZNA POEZJA
reż. Alejandro Jodorowsky
Panorama

Kontynuacja barwnej autobiograficznej baśni Alejandro Jodorowsky'ego, którą latynoski reżyser rozpoczął w roku ubiegłym widowiskowym "Tańcem Rzeczywistości". Mały Alejandrito dorasta, zmieniając się w młodego mężczyznę. W końcu też wyrywa się spod upupiającej kurateli rodziny. Przenosi się do artystycznej komuny, staje się członkiem miejscowej bohemy. Chce tworzyć i zostać poetą, dlatego też szuka natchnienia - wiążąc się z oryginalnymi kobietami o bardzo kreatywnym usposobieniu, przebywając w szemranych spelunkach i szukając kontaktu z innymi literatami. Podobnie jak w przypadku poprzedniej części cyklu obcujemy w "Wiecznej Poezji" z bardzo specyficznym przykładem kina autobiograficznego - autorskim spektaklem, w którym prawda ustępuje miejsca osobistym, obłędnym (nad)interpretacjom oraz - przede wszystkim - służy konfrontacji reżysera z własną historią i legendą. Z "Wiecznej Poezji" odczytać możemy, co kształtowało wrażliwość i artystyczną duszę Alejandro Jodorowsky'ego od najmłodszych lat i ostatecznie jak to wpłynęło na słodko-gorzkie koleje jego losu. Reżyser podchodzi do tego z fantazją i nostalgicznym dystansem, tworząc fascynujące widowisko przepełnione krzykliwymi kolorami i kwiecistymi hiperbolami, ograniczone właściwie tylko i wyłącznie środkami finansowymi. Jest też w "Wiecznej Poezji" jeden fragment, który zupełnie nieadekwatnie do jarmarcznego klimatu filmu, przynosi moment wzruszenia i zadumy. To pożegnanie Alejandro z ojcem, pożegnanie i pojednanie, które w rzeczywistości nigdy się nie wydarzyło - bodaj najbardziej osobisty z przecież masy osobistych wątków, jakie znalazły się do tej pory w obu filmach cyklu. Takiego Alejandro Jodorowsky'ego jak w "Tańcu Rzeczywistości" i "Wiecznej Poezji" chcę oglądać więcej. Takiego Alejandro Jodorowsky'ego będę wypatrywać na horyzoncie.

EDERLY
reż. Piotr Dumała
Międzynarodowy Konkurs Nowe Horyzonty

Piotr Dumała po intrygującym i nieźle przyjętym w przeszłości na Nowych Horyzontach "Lesie" powraca do Wrocławia z propozycją zgoła odmienną od poprzedniczki. „Ederly” to osobliwa wariacja na temat biblijnego motywu powrotu syna marnotrawnego spowita absurdalną, kafkowską atmosferą. Do dziwnego miasteczka przyjeżdża szukający pracy w miejscowej parafii konserwator zabytków. Ku jego zdziwieniu mieszkańcy wioski utrzymują, że nie jest on tym, za kogo się podaje. Widzą w mężczyźnie kogoś, kto w tajemniczych okolicznościach wyjechał z tego miejsca wiele lat temu, nie dawał znaku życia, a teraz powraca, by wypełnić tę pustkę i ponownie wejść w coraz bardziej kuriozalne role przypisane mu przez jego domniemanych krewnych i znajomych. „Ederly” nie wykorzystuje jednak swojego potencjału. Groteskowy humor i przesadzona, teatralna maniera świata, który stworzył Piotr Dumała, prezentują się dość topornie i sztucznie. Gryzą się nawet z klimatycznymi, monochromatycznymi zdjęciami Adama Sikory i karykaturalną grą aktorską. Dodatkowo literackość tego filmu sprawia, że wydaje się on straszliwie anachroniczny.

SKRZYDŁA MOTYLA
reż. Juanma Bajo Ulloa
Kino baskijskie: trzy pokolenia reżyserów

Nie potrafię przywołać innego przykładu geograficznej kinematografii innej niż ta iberoamerykańska, która tak posępnie, twórczo i bezkompromisowo próbowałaby przeniknąć do psychiki dziecka. Na przestrzeni dekad, ze wspaniałymi efektami zabierali się za to Carlos Saura czy Víctor Erice (też na Nowych Horyzontach w tym roku prezentowany), a współcześnie choćby Guillermo del Toro. Zapomniany laureat festiwalu z San Sebastian z 1991 roku, Juanma Bajo Ulloa, też częściowo wpisuje się w tę tradycję. W "Skrzydłach Motyla" opowiada historię małej Amandy - dziewczynki ze smutno otwartymi, szeroko oczami, która praktycznie od urodzenia musiała walczyć o miłość własnych rodziców, rozczarowanych tym, że nie urodził im się syn. Wszelkie oznaki uczuć i ciepła ostatecznie kończą się, gdy ojciec i matka otrzymują wreszcie wyczekiwanego chłopca. Zaniedbywana dziewczynka coraz mocniej zamyka się w sobie, nie rozumiejąc tego, co się wokół niej dzieje i radząc z tym sobie na swój własny, tragiczny w skutkach sposób. Do tej pory "Skrzydła Motyla" - mimo wielu infantylnych, fabularnych uproszczeń - to kino poruszające, ponure i dogłębnie smutne. Podobnie jak w "Duchu Roju" oszczędnie i przenikliwie zarazem wnikające w dziecięcą psychikę. Ale w drugiej części filmu Amanda dorasta (w mroku - dosłownie). Staje się młodą kobietą, zamkniętą w sobie, przepełnią gniewem, pretensją i poczuciem winy, a tego, co się w jej życiu wydarzy, nie powstydziliby się scenarzyści telewizyjnego "Klanu" (i z równie kuriozalną kreatywnością przedstawiliby to na ekranie). Łącznie z tandetnym, łopatologicznym finałem, który zamiast budować atmosferę bolesnego pojednania i ambiwalentnego zadośćuczynienia, stworzył aurę śmieszności i zażenowania.

MERCY
reż. Chris Sparling
Nocne Szaleństwo

Kino grozy spod gatunku home invasion. Zjazd rodzinny z udziałem dorosłych dzieci nestorki rodu w przededniu jej śmierci, chcących rozstrzygnąć, kto odziedziczy niemały spadek po matce, zamienia się w (oszczędnie) krwawą jatkę z udziałem zamaskowanych napastników. Gdyby film pozostawał po prostu energicznym kinem home invasion z niezłym klimatem i jakąkolwiek głębią psychologiczną postaci, byłby tylko (albo aż) średniakiem bez historii w swojej kategorii. Niemniej twórcy "Mercy" zastosowali tu dziwaczny zabieg, wprowadzając do całej historii pokraczne drugie dno z rodzinną tajemnicą z przeszłości w roli głównej i aby je widzowi rozjaśnić, proponują opowiedzieć film dwa razy z różnych perspektyw. Równie bzdurnych i sztampowych oraz nijak łączących się z nieskoordynowanym z całością finałem.