Na horyzoncie widziałam... (7/2016)

Data:

Pokazami "Komuny" Thomasa Vinterberga zakończył się 16. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty. Jeśli chodzi o mityczną nowohoryzontowość imprezy, to można powiedzieć, że tej w tym roku było mniej niż w latach ubiegłych, ale festiwal pod szyldem Europejskiej Stolicy Kultury chyba musiał wyglądać nieco inaczej niż zwykle.

River of Fundament

Tą hybrydowość tegorocznej edycji wrocławskiej imprezy najdobitniej podkreśla ostatni weekend festiwalu, na którym premierowo w Polsce można było oglądać tak odległe od siebie projekty jak nowa fabuła Woody'ego Allena i monumentalna, filmowa opera ekscentrycznego Matthew Barneya. "River of Fundament", którego pokazy odbywały się w Narodowym Forum Muzyki, było doświadczeniem totalnym, niełatwym, nieoczywistym, czyli dokładnie takim, jakiego stali bywalcy imprezy oczekują od Nowych Horyzontów i jakiego jednak coraz rzadziej mogą uświadczyć na sali kinowej. Festiwal bowiem sukcesywnie otwiera się na widza mniej doświadczonego, który na co dzień nie obcuje z wymagającym kinem artystycznym (np. dlatego, że u nas takie pojawia się w regularnej dystrybucji bardzo rzadko). Ma to swoje dobre i złe strony. Wrocław jest jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie kilka tygodni po światowej premierze w Cannes można oglądać tak wiele tytułów z tego festiwalu przedpremierowo. Ci, którzy oglądali na Nowych Horyzontach takie dzieła jak "Ja, Daniel Blake", "Toni Erdmann", "Egzamin" czy "Służąca", na pewno nie tracili czasu, oglądając tytułu przeciętne i/lub nieistotne. To były nie tylko najważniejsze filmy nadchodzącego sezonu, ale też takie, które na długo pozostają w pamięci.

Nowohoryzontowe konkursy

Gdy publikowano program tegorocznej edycji festiwalu, wielu nie wierzyło własnym oczom, widząc jedynie skromne dziesięć tytułów, jakie zakwalifikowano do Międzynarodowego Konkursu Nowe Horyzonty. Kiedyś ta sekcja była kwintesencją festiwalu. Prezentowano w niej wówczas dzieła praktyczne nieznanych w Polsce twórców takich jak Guy Maddin, Tsai Ming-liang, Aleksander Sokurow czy Lisandro Alonso. Dziś to ikoniczne postacie dla światowego kina i nowohoryzontowych stałych bywalców, którzy zawsze wypatrują nowych filmów tych twórców w festiwalowym repertuarze. Szczerze wątpię, czy Tamer El Said i Felipe Guerrero dołączą do tej elity. Mimo że wyróżnienia dla ich filmów nie powinny dziwić - to były zdecydowanie najbardziej wartościowe tytułu konkursu głównego - to Egipcjanin właśnie stworzył chyba dzieło swojego życia (któremu poświęcił wiele lat i które to poświęcenie widać w każdym kadrze niezwykłych "Ostatnich Dni Miasta"), zaś Guerrero po prostu świetnie odnalazł się z trudną, ciężką (ale jednak banalną) tematyką w konwencji artystycznego, wyrafinowanego slow cinema.


Ostatnie Dni Miasta

Międzynarodowy Konkurs Filmy o Sztuce każdego roku wygląda trochę jak dokumentalny pchli targ, do którego wrzuca się przeróżne dzieła, często bardzo luźno związane z kulturalną tematyką. Bo jak tak naprawdę porównać epicki, nostalgiczny i bardzo skrupulatny portret wybitnego tancerza i choreografa Ohada Naharina w "Mr. Gaga" i spontaniczne, chałupnicze "Czekając na B", w którym postać ikony muzyki pop i jej niebywała popularność posłużyły jedynie do obserwacji kolorowej, ale wykluczonej z głównego nurtu społeczności młodych Brazylijczyków? Konkurs ostatecznie wygrał skromny film "Magiczna substancja we mnie", który niełatwe, żydowsko-arabskie relacje ukazuje przez pryzmat kulturowej, często wspólnej spuścizny regionu.

Nocne szaleństwa i inne rozrywki

Od kiedy w sekcji Nocne Szaleństwo do łask wróciły przeróżnej maści kino grozy, fantasy, horrory i tym podobne produkcje z ostatnich sezonów, stała się ona wyjątkowo rozrywkowa, lekka i niezobowiązująca. Najbardziej hardcore'owym dziełem w tym gatunku, a jednocześnie najlepszym przykładem produkcji spod znaku midnight madness, okazał się "Obślizgły Dusiciel". Warto wyróżnić też groteskowe "Antibirth" - silne absurdalną, autodestrukcyjną siłą swojej niezwykłej bohaterki. Niestety większość tytułów w tej sekcji zawiodła. Tam gdzie kino gatunkowe ("Mercy", "Sobowtóry") starało się przemycać polityczne i społeczne aluzje, wychodziło to dość mizernie. Jedyny wyjątek stanowi fantastyczna, hiszpańska animacja "Psychonauci, zapomniane dzieci", którą można by porównać do kultowego "Labiryntu Fauna". Co tego typu całkiem ambitny, inteligentny i nurtujący film robił w Nocnym Szaleństwie, pozostaje chyba słodką tajemnicą organizatorów festiwalu. Na pewno zaś nadawały się do niej kuriozalne, celowo przerysowane, feministyczne filmy Anny Biller.


Antibirth
Klasyki

Klasykę w tegorocznym programie festiwalu zdominowały pokazy spod znaku Mistrzów Kina Europejskiego. Na korytarzach obiektu festiwalowego we Wrocławiu zobaczyć można było m.in. Nanniego Morettiego, Claire Denis, Cristiana Mungiu czy Carlosa Saurę. Reżysery prowadzili mistrzowskie lekcje kina, wybrali także dla widzów filmy ze swojego repertuaru oraz te tytuły, które kiedyś ich zainspirowały. Najciekawiej prezentowała się retrospektywa mniej znanego w Polsce Hiszpana, Víctora Erice, którego "Duch Roju" i "Południe" to absolutnie kultowe pozycje, jeśli chodzi o psychologiczne dramaty z postaciami dzieci. Kinematografia z Półwyspu Iberyjskiego w ogóle w tym roku była bardzo mocno reprezentowana na Nowych Horyzontach ze względu na współpracę Wrocławia i drugiej, hiszpańskiej Europejskiej Stolicy Kultury.


Duch Roju
***
Na koniec złota dziesiątka moich ulubionych filmów 16. edycji Nowych Horyzontów.
10. Michał Marczak: Wszystkie nieprzespane noce
Jest w tym filmie niemożliwie dużo pretensjonalności i egzystencjalnych banałów, które przejawiają się nie tylko w dyskusjach bohaterów, ale też w ich gestach, czynach i pozach. Mimo to są oni w tym wszystkim szalenie rozkoszni, urzekający i chyba jednak autentyczni.

9. Petr Zelenka: Zagubieni
Wariacja (i jaka zabawna!) na temat kulis utraty Sudetów przez Czechosłowację w 1938 roku i kino, które pomaga przechodzić przez narodowe traumy. Lekcja dla polskich twórców, że koniecznie musimy nauczyć się śmiać z własnej historii, narodowych przywar i kompleksów.

8. Brady Corbet: Dzieciństwo wodza
Psychodeliczna (muzyka Scotta Walkera!) i skomponowana jak utwór muzyczny historia tego, jak rodzi się zło i demony, które mogą zdeterminować historię ludzkości. Intrygujący rewers "Białej Wstążki" Hanekego.

7. Felipe Guerrero: Mroczne Bestie
Mimo że żadna z kobiet na ekranie nie wypowiada nawet słowa, doświadczając barbarzyństwa i okrucieństwa, Guerrero oddaje im głos i nadaje znaczenie im tragicznym losom poprzez niesamowite obrazy - sugestywne i wymowne, absolutnie niezwykłe w swojej poetyckości, pięknie i zjawiskowości.

6. Alberto Vásquez, Pedro Rivero: Psychonauci, zapomniane dzieci
Ekranizacja graficznej powieści, która w Hiszpanii ukazała się w latach 80tych, dlatego w jej wymowie doszukać można się aluzji i symboli odnoszących się do ówczesnej sytuacji politycznej - zmierzchu frankistowskiej dyktatury i zapowiedzi demokratycznych zmian w kraju. Filmowi w klimacie blisko do atmosfery słynnego "Maus" - jest mroczny, niepokojący i mimo wielu fabularnych skrótów bardzo sugestywny.

5. Alejandro Jodorowsky: Wieczna Poezja
Podobnie jak w przypadku poprzedniej części cyklu obcujemy w "Wiecznej Poezji" z bardzo specyficznym przykładem kina autobiograficznego - autorskim spektaklem, w którym prawda ustępuje miejsca osobistym, obłędnym (nad)interpretacjom oraz - przede wszystkim - służy spektakularnej konfrontacji reżysera z własną historią i legendą.

4. Albert Serra: Śmierć Ludwika XIV
Śmierć i ból nie oszczędzają nawet kogoś takiego, jak boski władca Francji. Majestat sytuacji tworzą nie tylko piękne skomponowane kadry, przywodzące na myśl barokowe malarstwo, ale przede wszystkim posągowy Jean-Pierre Léaud w roli umierającego króla. Choć grana przez ikonę Nowej Fali postać tylko leży na łóżku i właściwie marnieje w oczach, Léaud swoim wyrazem twarzy, spojrzeniami, drobnymi gestami nadał temu cierpieniu bardzo ludzkiej szlachetności.

3. Tamer El Said: Ostatnie Dni Miasta
Realistyczny, ale też trochę magiczny, a na pewno niezwykły poemat o miejscach, ludziach i czasach na chwilę przed wybuchem Arabskiej Wiosny. Chyba jeszcze w światowym kinie nie powstał tak przenikliwy, dogłębny, osobisty i jednocześnie uniwersalny film o współczesnym Bliskim Wschodzie. Zbudowany z pozornie małych zdarzeń, uchwyconych w obiektywie bohatera-reżysera, świadka dokumentującego tu i teraz, starannego obserwatora. Przefiltrowany przez jego sposób odczuwania rzeczywistości i artystyczną wrażliwość.

2. Hong Sang-soo: Teraz dobrze, wtedy źle
Co by było, gdyby jakiś epizod z naszego życia potoczył się inaczej niż to faktycznie się stało? Hong Sang-soo opowiadając swoją historię dwa razy i praktycznie zmieniając w niej ledwie detale, wspaniale pokazuje, jakie drobiazgi wpływają na ludzie losy i nasze relacje z innymi.

1. Paolo Genovese: Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie
Człowiek jako istota społeczna i najbardziej zakłamana, parszywa bestia, jaka chodzi po tym padole - to właśnie przychodzi na myśl po seansie fantastycznej tragifarsy. Genovese z inteligencją i finezją buduje swój film w oparciu o doskonałe dowcipy, wyposażając swoich bohaterów w doskonale cięte riposty i subtelne, acz bardzo kąśliwe złośliwości, które ci wzajemnie sobie serwują.

Włoska komedia najlepszym filmem Nowych Horyzontów! Doczekać czegoś takiego... ;)

Jeśli chodzi o film Honga Sang-soo, to - porównując z ubiegłoroczną projekcją - powiedziałbym raczej, że teraz źle, wtedy dobrze.

Dodaj komentarz