Trójkąt niedoskonały

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Lynn Shelton potrzebowała raptem 12 dni, by nakręcić cudownie bezpretensjonalną i smakowicie wnikliwą historię o siostrzanej miłości, w którą przypadkowo wdziera się chaotyczny, niedojrzały emocjonalnie i życiowo nieporadny mężczyzna. Dowcipny anturaż dodaje filmowi lekkości, ale w przypadku „Siostry Twojej Siostry” bynajmniej nie można o mówić o błahej komedii pomyłek i nieporozumień. Ta niepozorność i skromność filmu skrywa bowiem całkiem niegłupie obserwacje dotyczące międzyludzkich relacji.

Iris i Hanna są siostrami, spotykają się raczej sporadycznie, choć łączy je bardzo bliska zażyłość, niemalże doskonała znajomość własnych upodobań i nostalgiczne wspomnienia z młodości. Jack jest bratem byłego chłopaka Iris i jej przyjacielem. Nieśmiało podkochuje się w dziewczynie, ale nie daje nic po sobie poznać, swoją bierność tłumacząc pamięcią o zmarłym bracie, przekonaniem o własnej przeciętności, brakiem stabilności. Hanna i Jack poznają się w domku na odludziu, gdzie oboje pojawiają się, by na chwilę uciec od codziennych obowiązków i odzyskać życiową równowagę. Hanna jest lesbijką, która przeżywa bolesne rozstanie z długoletnią partnerką, a niedojrzały Jack wyda jej się idealnym kompanem do niezobowiązującej libacji. Wieczór tej dwójce wymyka się jednak spod kontroli, na domiar złego rankiem do domku w lesie bez zapowiedzi przyjeżdża Iris.

Film Lynn Shelton jest przede wszystkim trochę egzystencjalną, acz bardzo subtelną opowieścią o związkach, współcześnie tworzonych przez coraz bardziej niedojrzałych, niezorganizowanych, zagubionych ludzi, dlatego często niemożliwie skomplikowanych, gorączkowych, przypadkowych. Nieważne, czy chodzi o relację między rodzeństwem, czy związek kobiety i mężczyzny. Reżyserka z Seattle, dzięki cudnej interakcji między trójką aktorów, ze swoich bohaterów wydobyła całkiem soczyste, intensywne emocje. Rozbrajająca, zadziorna słodkość Emily Blunt w tercecie ze słoniową gracją Marka Duplassa w roli Jacka i prostolinijną elegancją Rosemarie DeWitt składa się na szalenie przyjemną, częściowo improwizowaną konfrontację skrywanych pragnień i lęków, nieporozumień, tłumionych uczuć. To także nieźle zagrany koncert wątków komediowych i dramatycznych, z perfekcyjnie zrównoważonymi proporcjami i, co chyba najważniejsze, przewrotną i oryginalną receptą na budowanie relacji międzyludzkich, okazującą się osobliwym antidotum na niespełnienie i samotność. Tam, gdzie wielu film by rozpoczęło, Shelton funduje widzom napisy końcowe, zostawiając nas z przyjemnie naiwną nadzieją, ze akurat temu niedoskonałemu trójkątowi z niezwykłego, niespodziewanego zrządzenia losu uda się wydobyć szczęście i prawdziwy happy end.

Zwiastun: